niedziela, 27 stycznia 2013

... stryjeńsko

Z Zofią Stryjeńską pierwszy raz świadomie spotkałam się dzięki wystawie zorganizowanej w Gmachu Głównym MN na przełomie 2008 i 2009 roku. Wystawa ciekawa, reklamowana jako Pierwsza po wojnie wystawa sławnej artystki, podobała mi się, choć nie wszystkie prace chciałabym mieć w domu. Największe wrażenie wywarł na mnie cykl Bożki Słowiańskie, ale to pewnie przez to, że lubię różnego rodzaju wierzenia (czy to w formie mitologii, czy mnie sformalizowanych bestiariuszy). Reprodukcje kartonów z tego rewelacyjnego cyklu, trafiły później do mnie w postaci wielkoformatowego przestarzałego już kalendarza i cierpliwie czekają na szafie, aż doczekam się odpowiedniego kawałka ściany, do ich "ekspozycji". 


Przy okazji wystawy dotarły do mnie słuchy o tym, że Stryjeńska była bardzo nieżyciową kobietą - przez swoją twórczość malarską miała nie opiekować się dziećmi, zaniedbywać dom i męża i postradać zmysły itd. Stwierdziłam, że warto byłoby dowiedzieć się więcej na jej temat. Udało mi się dopiero w zeszłym roku. W moje ręce trafiły 2 tomy jej pamiętnika pt. Chleb prawie że powszedni. Nie przepadam za wspomnieniami, dziennikami i pamiętnikami, ale te czytało się naprawdę rewelacyjnie. Wyłania się z nich obraz kobiety bystrej, zabawnej, aktywnej oraz naprawdę wszechstronnej i płodnej artystki, która była rozdarta między pracę artystyczną i dom oraz której życie nie szczędziło trosk, problemów i ciężkiej pracy. Mimo wszystkich wad oraz "spłycenia" jej sztuki przez masowe produkcje w przeróżnych formach, spokojnie można powiedzieć, że była to księżniczka lub boginka sztuki polskiej.

 
Piszę o tym, ponieważ we wtorek 29 stycznia o godz. 18.oo w Gmachu Głównym, w ramach cyklu Twarze sztuki polskiej XX w., odbędzie się wykład właśnie o Zofii Stryjeńskiej (więcej info tutaj). 

Warto pamiętać o Zofii z Lubańskich Stryjeńskiej w kontekście krakowskim. Gdyż właśnie tutaj przyszła na świat, tu chodziła do szkół, tu wsiąkał w nią koloryt i sztuka przełomu wieku XIX i XX z Młodą Polską, zainteresowaniem ludowością, słowiańszczyzną i naturą. Tu również mieszkała przez jakiś czas po studiach monachijskich, tu założyła rodzinę i spędziła okres II Wojny Światowej. Szkoda, że umarła w Genewie, gdzie na starość zamieszkała, a nie w Krakowie, bo może wtedy doczekałaby się własnego szlaku w Krakowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz